Wyjechałam na ferie z rodzinką do Karpacza. Co prawda nie jeżdżę na nartach po kontuzji kolana, ale mężuś z córką jak najbardziej. Udało nam się wyhaczyć fajną ofertę w hotelu z basenem, masażami, sauną itd. I wiecie co? Mam grypę. Hahahaha, ale śmieszne. Siedzę w łóżku, mam dreszcze, pije Coldrex i ogólnie jest cudownie. Śniegu nasypało jakieś 20cm, ale drugi dzień nie wychodzę z hotelu. Zdjęć ze zrozumiałych względów nie będzie.
Wpadłam po uszy. Dawno nie haftowałam takiego poważnego obrazu i zapomniałam jaki dreszczyk emocji temu towarzyszy. Wyszywa się cudownie i tylko ból pleców przypomina mi o tym, że może warto by pójść spać. A przecież jeszcze trzeba coś czytać, bo bez tego nie zasnę. Doba okazuje się zdecydowanie za krótka. Poniżej postępy prac po dwóch dniach haftowania. Jak na razie jestem zadowolona z tempa pracy. Jeśli dalej tak będzie to wygląda na to, że zajmie mi mniej czasu niż planowałam.


Dziękuję za Wasze komentarze – bardzo mobilizują .