Wczoraj pierwszy raz byłam na meczu piłki nożnej i do tego jeszcze na Euro. Niesamowite przeżycie. Tego się nawet nie da opowiedzieć. Tłumy kolorowych, umalowanych i poprzebieranych ludzi. Chóralne śpiewy i szacunek dla drużyny przeciwnej. Kibicowałam Hiszpanii a mój mąż Irlandii. Mecz był widowiskowy, chociaż przykry dla Irlandii. Jednak to co pokazali na koniec meczu kibice irlandzcy przeszło najśmielsze oczekiwania. Pomimo porażki ich drużyny i smutku potrafili pięknie dopingować i to w taki sposób, że jak się słyszało ich śpiew na stadionie to łzy się cisnęły ze wzruszenia. A po meczu idąc ulicami ze stadionu jakiś Irlandczyk widząc moją hiszpańską flagę na plecach uścisnął mi rękę i pogratulował wygranej. Nie byłam na meczu naszej reprezentacji, ale bardzo chciałabym, żebyśmy też umieli się zachowywać tak jak kibice z innych państw. Naprawdę czułam, że uczestniczę w święcie piłki nożnej. Fantastyczne przeżycie.
A z Gazeta.pl dowiedziałam się o czym Irlandczycy śpiewali.
„Ponad połowa gdańskiego stadionu w zielonych barwach, śpiewająca historyczną i piękną pieśń irlandzką zatytułowaną „The Fields of Athenry”. To ballada o Irlandczyku, którego rodzina padła ofiarą Wielkiego Głodu – klęski, jaka spadła na Irlandię w 1846 roku. Przywleczona z Ameryki zaraza ziemniaczana całkowicie zniszczyła wtedy uprawy ziemniaków, podstawę irlandzkiego rolnictwa. Doszło do wielkiego głodu, który rząd brytyjski próbował ratować interwencjami finansowymi. Nadaremnie.
To jeden z najbardziej przełomowych momentów w dziejach Irlandii. Pod wpływem tej zarazy i tego głosu powstał ruch Éire Óg, który wzniecił antyangielskie powstanie w 1848 roku. Miało ono oderwać Irlandię od unii z Wielką Brytanią, ale zostało stłumione – tak krwawo i szybko, że Anglicy nazywali starcie z Irlandczykami pogardliwie „bitwą na grządce kapusty w ogrodzie wdowy McCormack”. To jednak ten moment jest przełomowy dla rozwoju myśli niepodległościowej w Irlandii, jej kultury i literatury. To właśnie wtedy ponad milion Irlandczyków wyemigrował w ucieczce przed głodem do Stanów Zjednoczonych i do dziś Irlandczycy tworzą w Ameryce jedną z największych diaspor.
„The Fields of Athenry”, która tak wspaniale zabrzmiała na gdańskim stadionie, opiewa historię niejakiego Michaela (to prawdopodobnie postać fikcyjna), który próbował w czasie głodu ratować swą rodzinę kradzieżą kolby kukurydzy. Złapany, został wysłany do Australii, gdzie wówczas Wielka Brytania osadzała więźniów. Po Mistrzostwach Europy w 1988 roku, w trakcie których Irlandczycy wygrali z Anglią 1:0, kibice w zielonych koszulkach przejęli tę pieśń jako swój hymn.”
Poniżej zdjęcia moje i męża oraz pięknych „hiszpanek”.




A teraz was zaskoczę. Idę dziś na mecz. Wiem, wiem, nie bardzo to współgra z wizerunkiem romantycznej hafciarki, ale co tam- poczuć atmosferę mistrzostw bezcenne. Idę dziś z mężem i znajomymi na mecz Hiszpania- Irlandia na gdański stadion. Mój mąż już dwa mecze ma za sobą i nikt mi nie powie, że były trudności z kupnem biletów oficjalnie i jak najbardziej legalnie. Zdjęcia z imprezy pewnie wstawię jutro, bo wrócimy późno w nocy. I tylko trzymajcie kciuki, żeby nie padało, bo mam wrażenie że są na to duże szanse.
Z okazji zbliżającego się festynu rodzinnego w naszej szkole zaczęłam haftować kilka drobiazgów z przeznaczeniem na loterię. Oczywiście jak to u mnie bywa prace „poszły” w zupełnie inne ręce niż planowałam. Zrobiłam małą motylkową zakładkę i obrazek dla córek naszych znajomych. Z tego obrazka początkowo też miała powstać zakładka, ale jak skończyłam go haftować to stwierdziłam, że haft jest zbyt szeroki. Wkleiłam więc hafcik na kolorowy karton i wstawiłam w ramkę. Nie jestem tylko do końca przekonana czy powinnam zostawić szybkę, bo zwykle tego nie robię, ale nie wiedziałam czy karton nie będzie się brudził. Oczywiście kolory dobierałam sama, haftowałam na kanwie 18ct a wzory pochodzą z jakiegoś archiwalnego TWOCS.



Nie wiem czemu na zdjęciach materiał wyszedł trochę zniekształcony, w rzeczywistości oczywiście jest naklejony prosto.
Znowu trochę czasu minęło odkąd się ostatni raz odzywałam, ale ten czas jakoś tak szybko leci, że nie nadążam. Moja córka jak zwykle sypała kwiatki w czasie procesji Bożego Ciała. W tym roku pierwszy raz szła w procesji mała Hania, która nie ma jeszcze trzech lat – córka mojego kuzyna. Pokaże Wam jak było.
A poniżej mała Hanusia

Nasza procesja nie jest zbyt duża, bo nie mamy np żadnej poduszki niesionej. Mam jednak taki plan, że może na przyszły rok coś wykombinuję – wizja już jest. Niżej kilka zdjęć ogólnych cudnych dziewczynek sypiących kwiatki.


