Dawno się nie odzywałam, ale najpierw trwała produkcja jajek z haftami które pokazywałam wcześniej a potem musiałam skończyć czytać książkę. Parę dni temu mój mąż odnowił mi subskrypcję na gazetkę TWOCS. W międzyczasie, sporo spóźniony ( widziałam na innych blogach zdjęcia tego numeru) dotarł najświeższy egzemplarz. Niestety są to „uroki” życia na wsi ( i to nie takiej zabitej dechami), że listonosz jeździ z rzadka i przywozi przesyłki hurtem. Jeśli nie widziałyście pokazuję co można znaleźć w środku
no i oczywiście moje ukochane kury
Zdążyłam szybko wyhafcić zająca, na którego czekałam z niecierpliwością od zapowiedzi w poprzednim numerze
Zdjęcia zajączków robiłam w nocy, więc nie widać dokładnie kolorów, ale następnego dnia z samego rana zające szły w dobre ręce i niestety nie mam lepszych fotek. Teraz na tamborku jest kolejny, więc zrobię zdjęcie przy dziennym świetle. Oczywiście kolory dobierałam sama, bo niestety nitek w tych odcieniach nie miałam. Niemniej jednak zielony zając w kolorze lekko miętowym wygląda świetnie i bardzo mi się podoba.
Dopadła mnie i trzyma. Grypa jakaś chyba. Nawet mi się nie chce tamborka do ręki wziąć. Ale jest jeszcze coś co mnie złapało i puścić nie chce. To pierwsza część Millennium Stiega Larssona. Jakoś dotychczas opierałam się fascynacji tym pisarzem chyba na zasadzie przekory, że to kolejne książki szumnie wypromowane, które niewiele wnoszą. Pożyczyłam ją od znajomej i przyznam, że jakiś czas sobie u mnie poleżała zanim po nią sięgnęłam. Ale mniej więcej po przeczytaniu drugiego rozdziału wsiąkłam w nią bez reszty. No i czytam, więc kolejny post ze zdjęciami będzie ….. jak skończę czytać i zabiorę się za haft. A plany mam dość spore, bo muszę coś wyhafcić na komunię chrześniaczki męża i do nowego domu kuzyna.
Pod koniec zeszłego tygodnia moja zaprzyjaźniona krawcowa pomogła dokończyć mi pewien projekt. Jakiś czas temu wyhaftowałam kurki z alfabetem. Trochę odleżały w szufladzie, bo niestety cały czas nie jestem w dobrej komitywie z maszyną do szycia. Jednak w zeszłym tygodniu wzięłam się w garść i zapragnęłam je dokończyć. Wspólnie z koleżanką zrobiłyśmy wstępny projekt ocieplaczka na jajka i zaczęłyśmy szyć. Trochę roboty z tym było, bo robiłyśmy od razu 6 sztuk ( takie miałam zamówienie), ale poszło sprawnie i jesteśmy zadowolone z efektu. Jeszcze tylko muszę doszyć małe guziczki przy tasiemkach i mogę zamówienie oddać. Kurki oczywiście mają wyhaftowane pierwsze litery imion domowników oraz literki G dla gości.
A na koniec pochwalę się inną techniką haftu od jakiej zaczęłam moją przygodę z igłą – mianowicie haft richelieu. Serwetka leżąca na stole to jedna z moich prac, poniżej zbliżenie
Żeby nie było, że przez cały tydzień nic nie robiłam – pokazuję wam kurki na wielkanoc. Będą pięknie wyglądały na gałązkach brzózki w wazonie. Te kurki są bardziej „wytrawne” niż typowe wielkanocne ozdoby. Naszyłam je na czerwony i pomarańczowy filc, a haftowałam na kanwie 18. Powoli przekonuję się do tej kanwy – nie chodzi mi o rozmiar, bo zawsze haftowałam na 18 – ale o producenta. Nie jest to DMC , ale o ile się nie mylę Coats. Na początku wydawała mi się ona zbyt miękka i wiotka, ale do takich ozdób jest idealna, bo i tak podklejam ją fizeliną. A poza tym była o połowę tańsza. A teraz zdjęcia…
Dziś będzie bez zdjęć, ale muszę się podzielić z wami moimi wątpliwościami. Zaczęłam haftować klatki z ptaszkami z ostatniego numeru TWOCS – zdjęcia w poście poniżej. Wzięłam do tego kanwę 18 w naturalnym kolorze no i tutaj zaczęły się dylematy. Zrobiłam kawałek wzoru i stwierdzam, że chyba ta kanwa jest za drobna. Nie widać wszystkich detali. Nie wiem czy pruć, czy dokończyć – w końcu to nie jest jakaś duża robótka, więc może zaryzykować i poczekać na końcowy efekt? Sama nie wiem. Zdjęcia postaram się wstawić jutro, może coś mi poradzicie.